poniedziałek, 6 października 2014

Tam, gdzie rośnie herbata...

Indie, dzień 11-12
Zawsze myślałam, że herbata i kawa rosną w ciepłych miejscach. I jeśli rosną w Indiach to na słonecznych polach. Nic bardziej mylnego. Herbata rośnie w chmurach, a nawet tam gdzie pieprz rośnie :-) I to nawet dosłownie.
Wczoraj wczesnym rankiem wyruszyliśmy do Munnaru. Z Fort Cochin podróż zajmuje około 5 godzin. Podczas naszej wycieczki kierowcą, a jednocześnie towarzyszem podróży był Albert. Bardzo miły Hindus.
Kolejny raz Indie nas zaskoczyły. Górska miejscowość znana jest z plantacji herbaty, kawy i przypraw, położona 140 km od Cochin. Podróż trwa tak długo ze wzgledu na zły stan dróg i korki. To jeden z problemów Indii. Coraz większy ruch samochodowy i wąskie w złym stanie drogi. Wyprzedzanie na tzw. "trzeciego" jest czymś normalnym. Po jakiejś godzinie przestaję stresować się wyprzedzaniem na ostrym zakręcie...
Odwiedzamy ogród z przyprawami. Oprócz wysłuchania wielu historii o leczniczych właściwościach roślin, które wykorzystuje się do medycyny ajuwerdyjskiej, próbujemy zielonego pieprzu i kardamonu prosto z krzaków :-) Kiedy docieramy do celu pada deszcz. Wokół...  plantacje herbaty. Jak okiem sięgnąć krzewy herbaciane wyglądające jak zielony dywan. Temperatura o wiele niższa niż ta, do której Indie nas przyzwyczaiły. Hindusi chodzą w kurtkach i czapkach. Samo miasto nie jest ciekawe, ma trochę jarczmarczny klimat. Za to wokół niego można naprawdę odetchnąć świeżym powietrzem. Świeżym... w Indiach :-) Noc spędziliśmy w małej wiosce. Nasz skromny piętrowy domek wygląda jak posiadłość wśród biednych chatek. Miejsce, w którym ludzie wstają, gdy wschodzi słońce i kiedy koguty zaczynają piać, a idą spać tuż po zmroku. Po spacerze wśród zielonych pól spedzamy czas na balkonie obserwując widoki, życie wsi i chmury, które spowijają to miejsce. Cofnęlismy się w czasie???
Krzewy herbaciane rosną tam, gdzie jest chłodno, wysoko w górach, chmury powodują, że czasem widoczność ogranicza się do kilku metrów.  Wczesnym rankiem udaliśmy się na długi spacer z Albertem. On opowiada nam o Indiach, a my odpowiadamy na jego pytania o Polskę. Kiedy dowiaduje się, że u nas nie ma tygrysów i słoni jest zdumiony. Naprawdę nie żyją u Was na wolności? Pyta mnie czy na obiad Polacy jadają curry? Nie...?!?! :-)
Jeśli ktoś zawita do indyjskiej Kerali niech potraktuje Munnar jako obowiązkowy punkt programu. Czyste, zielone, z rześkim powietrzem i przyjemną temperaturą miejsce, w którym służby porządkowe sprzątają śmieci (widziałam na własne oczy :-) ) . Odkryte i wybudowane przez Europejczyków, którzy zawitali tutaj kilkaset lat temu.
Powrót do Cochin, znowu gorące powietrze i kolacja tak ostra, jakiej jeszcze chyba tu nie mieliśmy. Tak, kuchnia keralska słynie ze swojej ostrości - potwierdzam. Dzisiaj też zgodnie orzekliśmy, że jest to miejsce, w którym można zjeść najlepiej przyrządzone ryby. I mam nadzieję, że po powrocie będę w stanie odtworzyć tutejsze smaki. Pracuję nad tym ;-)

2 komentarze:

  1. Do samego końca liczyłem, że zobaczę albo przynajmniej usłyszę historię z przejażdżki na słoniu a tu nic :(.
    Pozdrowienia z Poznania

    OdpowiedzUsuń
  2. Przejażdżki na słoniu nie było. Ale jeśli weźmiesz pod uwagę, że akurat słonie, na których turyści mogą przejechać się trzymane są w niewoli, często na krótkich łańcuchach, bite... wówczas może nie będzie to już takie fascynujące. Nie uznaję tego typu "rozrywki". I zdecydowanie wolę, kiedy dzikie zwierzęta są na wolności :-)
    Pozdrowienia z Cochin :-)

    OdpowiedzUsuń

Wydrukuj przepis