wtorek, 8 kwietnia 2014

Z pamiętnika podróżnika... Ateny

Ponad tydzień temu wróciłam z kilkudniowego wypadu do Aten. I to jest właśnie to co uwielbiam... kilka dni gdzieś daleko od domu, podczas których zupełnie odrywam się od rzeczywistości i codzienności :-) Wystarczy kilka dni, chociaż tak naprawdę wszystko trwa znacznie dłużej. Najpierw rodzi się pomysł, czasem zainspirowany jakąś okazją kupienia biletów lotniczych. Potem jest okres czekania... czytania o danym miejscu, szukania noclegów, kupienia przewodnika, oglądania zdjęć i ... wyczekiwania. Mam wrażenie, że pasja podróżowania powoduje, że lepiej śpi się ze świadomością posiadania jakiegoś biletu. Przynajmniej ja tak mam ;-) I nie wiem czy to hobby, pasja... czy też może już uzależnienie, z którym nie walczę, a wręcz jest mi całkiem dobrze :-)
Ateny czyli podróż w czteroosobowym składzie :-) Ruszamy do Berlina jeszcze przed świtem wyposażeni w kanapki i serowe drożdżówki, które piekłam do późnych godzin nocnych :-) Wsiadamy w samolot i jesteśmy :-) Ateny witają nas lekkim chłodem, dopiero później odkrywamy, że mimo iż o tej porze roku jest tam naprawdę ciepło i słonecznie, po zachodzie słońca robi się znaczniej chłodniej. Na przystanku autobusowym wita nas bardzo sympatyczny Grek, od którego wynajmujemy mieszkanie. I to jest właśnie jeden z bardzo fajnych punktów tej podróży: mieszkanie na siódmym piętrze, z tarasu którego mamy widok na całe Ateny i Akropol :-) Na tarasie spędzamy sporo czasu wpatrując się w dachy budynków i we wzgórze Akropolu. I do tego mieszkania wracamy po całodziennym zwiedzaniu i spacerowaniu czując się jak prawdziwi mieszkańcy miasta. Nie zamieniłabym tego miejsca na żaden luksusowy hotel... za żadne skarby :-)
W ciągu kilku dni przemierzamy dziesiątki kilometrów. Plaka, Akropol, Monastiraki, Rzymska Agora, cmentarz Keramikos, wybrzeże Morza Egejskiego w Pireusie, greckie knajpki i smakowanie lokalnej kuchni. Starożytne budowle robią na mnie wrażenie, może tym bardziej, że porozrzucane w centrum miasta stoją tam sobie jak gdyby nigdy nic, a wokół pełno nie tak dawno jeszcze wybudowanych domów, słychać gwar i dźwięki klaksonów. Bardzo podoba mi się Monastiraki, dzielnica w centrum Aten, gdzie znajduje się pchli targ, są wąskie uliczki, sklepy z pamiątkami i całe mnóstwo antykwariatów i straganów ze starociami, obok których unosi się zapach starych książek.
Pierwszego dnia zajadamy się owocami morza: marynowane ośmiorniczki, krewetki, smażone kalmary, małże... nieziemskie :-) Próbujemy baklawę... z ciasta filo i nadzieniem z dużej ilości miodu i orzechów. Czekałam na tę baklawę, ponieważ nie jadłam jej nigdy wcześniej i byłam bardzo ciekawa jej smaku. I chociaż lubię słodkości... poziom słodyczy w tym cieście przewyższa moje granice słodyczy. Nie jestem w stanie zjeść kawałka do końca :-) Próbujemy smacznych souvlaki (grecka potrawa - podawane z plackiem pita kawałki mięsa wieprzowego lub drobiowego z różnymi dodatkami i sosami, nadziewane na patyczki od szaszłyków lub zawinięte w ciasto pita). Jest próba ouzo, zajadanie się na śniadanie fetą i oliwkami, są soczyste truskawki, których aromat unosi się ze straganów. Kilka dni to mało, aby spróbować wszystkiego, na następną grecką wizytę pozostawiam sobie spróbowanie moussaki, której w oryginale nigdy nie jadłam, a czasem robię w domu zastanawiając się, czy na pewno moja wersja jest typowo grecka. Ale jak to już kiedyś pisałam, pozostawienie nieodkrytymi pewnych miejsc do zobaczenia lub smaków, które chce się spróbować może sprawić, że będziemy mieć jeszcze motywację, aby powrócić (pisałam to o Sapie w Wietnamie, do której mimo wielu chęci nie udało nam się dotrzeć w grudniu zeszłego roku).
W Atenach zabudowa jest zwarta, każdy budynek ma mnóstwo balkonów i tarasów, co bardzo mi się podoba. Brakuje mi za to terenów zielonych. Jest co prawda miejski park, do którego wstęp jest wolny i w którym można odciąć się od miejskiego gwaru, ale generalnie brakuje przestrzeni, zielonych skwerów, roślinności. Przy chodnikach rosną drzewka mandarynkowe, na których połyskują w słońcu pomarańczowe mandarynki. Zawsze zastanawiało mnie, jak to możliwe, że one rosną w zasięgu dłoni i nikt ich nie zrywa (w Polsce byłoby chyba niemożliwe, aby ktoś ich szybko nie zjadł ;-) ) I ta ciekawość jak smakują powoduje, że zrywam jedną. Pachnie nieziemsko, ale smakuje niestety jak cytryna... Może jest jeszcze niedojrzała, a może po prostu ten typ miejskich mandarynek jest niejadalny? :-)
Do Aten warto zawitać. W szczególności o tej porze roku lub wczesną jesienią. Pogoda jest znakomita i idealna na zwiedzanie, a w mieście nie ma jeszcze tłumu turystów. Jest dość drogo, ale to chyba dotyczy większości europejskich stolic. Lotnisko jest dobrze skomunikowane z miastem, bilet do centrum autobusem linii X96 kosztuje 5 Euro w jedną stronę (ceny biletów łączących lotnisko z miastem są wyższe). Ateny posiadają 3 linie metra, które znacznie ułatwiają poruszanie się po mieście. Bilet na metro na 90 minut kosztuje 1,4 Euro, bilet 24-godzinny to koszt 4 Euro. Metrem można dojechać do Pireusu - trzeciego co do wielkości portu w basenie Morza Śródziemnego. I tę wycieczkę bardzo polecam, po kilku kilometrach spaceru brzegiem morza od stacji metra znajdujemy ładne kamieniste wybrzeże, gdzie można odpocząć w promieniach naprawdę mocno przygrzewającego słońca. 
W drodze powrotnej w Berlinie czekamy kilka godzin na lotnisku. Trochę mało czasu na to, aby pojechać z lotniska do centrum, trochę dużo na bezczynne siedzenie. Wyposażeni w książki i gazety czekamy, a ja zabieram się za czytanie książki, o której chciałabym tutaj wspomnieć. 2 miesiące temu czytałam, aż wręcz pochłonęłam (ten czasownik bardziej chyba tu pasuje) książkę Tysiąc wspaniałych słońc autorstwa amerykańskiego pisarza pochodzenia afgańskiego Khaleda Hosseini'ego. Od tej książki nie można oderwać się i siedziałam do późnych godzin nocnych nie potrafiąc jej odłożyć. Na lotnisku zaczynam czytać jego wcześniej napisaną książkę, Chłopca z latawcem. Już po chwili zapomniałam, że siedzę na lotnisku. Jeśli jeszcze nie czytaliście - polecam. Pisarz ma moim zdaniem niezwykły dar wciągania czytelnika w historię. Dawno nie czytałam książek, które tak mocno wciągają i których losy bohaterów tak mocno nas poruszają. Droga powrotna będzie kojarzyć mi się właśnie z tą książką i w związku z tym, że bardzo łatwo wzruszam się... z ukradkiem ocieranymi łzami.
Świetnie spędziliśmy czas. I wiedząc, że wszyscy są pod wrażeniem tego wyjazdu, mam nadzieję, że wycieczka w tym składzie jeszcze powtórzy się :-) I chociaż Grecja z pewnością nie zajęła pierwszego miejsca moich ukochanych Włoch i nie wyprzedziła w moich europejskich rankingach Portugalii, jestem przekonana, że może zachwycić. Wiem, że te kilka dni nie dały mi pełnego obrazu, ale czuję że, pewnie jest w niej mnóstwo miejsc, które mają w sobie lokalny klimat, który tak uwielbiam podczas podróży. I moim powrotom do Grecji nie mówię nie :-)

Poniżej krótka fotorelacja...




Widok na miasto z tarasu naszego mieszkania

Przed ateńskim parlamentem

Greckie marcowe mandarynki

Taras, wino i widok na Ateny

Rzymska Agora z Akropolem w tle

Baklawa

Owoce morza w knajpce na Monastiraki

Świątynia Zeusa Olimpijskiego

Wybrzeże Morza Egejskiego w Pireusie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydrukuj przepis