Musze przyznac, ze przejazdzki tuk-tukiem bardzo przypadly nam do gustu. Srednia cena za 1 godzine to 100 rupii, w przeliczeniu na polska walute... ok. 5 PLN. Oprocz tego, ze mozna zobaczyc wiele miejsc w krotkim czasie, kierowcy opowiedza Ci wiele ciekawych historii.
Dzisiaj spedzilismy troche czasu z Sham'em (tak wyobrazam sobie pisownie jego imienia). Dobrze mowiacy po angielsku Hindus obwozi nas po okolicy, opowiada wiele ciekawych historii i odpowiada na wiele pytan. Przez 4 miesiace w roku pracuje w biurze wydajacym wizy w Dubaju, pozostala czesc roku spedza z rodzina w Indiach pracujac jako kierowca tuka-tuka. Ma zone i 3 corki, ktorych wydanie za maz bedzie go drogo kosztowalo. 5 tysiecy euro za zamazpojscie kazdej z nich wydaje mi sie bajonska suma, tym bardziej jesli wezmie sie pod uwage tutejsze warunki zycia. Marzy o synu... Potwierdza to, co wczesniej przeczytalismy. 80% malzenstw w tym kraju jest aranzowanych przez rodzicow (w pierwszym dniu pobytu tutaj obserwowalismy spacerujaca pare mlodych ludzi, niesmialo spogladajacych na siebie, za ktorymi podazala bacznie obserwujaca ich mama). Mowi, ze on pozwoli swoim corkom wybrac meza...
Indyjski rzad zakazal miejscowym picia i palenia w miejscach publicznych. Jakis czas temu byly tutaj 3 bary, dzis jest tylko jeden. To co mnie zaskakuje, to bardzo mala ilosc miejsc, w ktorych mozna zjesc na ulicy. W wielu azjatyckich krajach uliczne jedzenie jest na porzadku dziennym. Tutaj sprzedawcy na swoich straganach oferuja jedynie przekaski, tuz przy plazy mozna co najwyzej kupic swieza rybe... co do swiezosci ktorej mam spore watpliwosci. Lezace przez caly dzien na ziemi ryby, po ktorych spaceruja nikomu nieprzeszkadzajace muchy nie wygladaja apetycznie. Wlasciwie jedyne miejsca, w ktorych mozna sie stolowac to te wymienione w naszym przewodniku. W restaurauracji Fort Cochi wszystkie stoliki sa wieczorami zajete. Jedzenie smaczne, ale i tak trzeba przymknac oko na wiele spraw. Wczesniej wyobrazalam sobie, ze indyjska kuchnia jest kuchnia uliczna, ze aromat jedzenia gotowanego na ulicy bedzie roznosil sie i kusil przechodniow (tak jest w Tajlandii). Hindusi jadaja chyba jednak w domu, a uliczne gotowanie nie zacheciloby turystow do kosztowania tutejszych specjalow. Po kilku dniach spedzonych tutaj stwierdzam, ze Indie nie sa kulinarnym rajem. Jedzenie, jego aromat i ilosc przypraw robia wrazenie...ale przeciwwaga sa warunki, w jakich te potrawy sa podawane. To, co uwazam za bardzo duzy plus, to uwaga jaka skupia sie na wegetarianskich daniach. W kazdym menu mozna znalezc szeroki wybor dan wegetarianskich. Kerala to miejsce, w ktorym zyje wiele ludzi niejedzacych miesa. W Bombaju jest podobnie. Wegetarianie maja z czego wybierac. I chociaz sama od czasu do czasu jadam mieso... tutaj nie mam na nie ochoty. Po tym co widzialam, pozostane chyba przy daniach jarskich :-)
Dzisiaj spedzilismy troche czasu z Sham'em (tak wyobrazam sobie pisownie jego imienia). Dobrze mowiacy po angielsku Hindus obwozi nas po okolicy, opowiada wiele ciekawych historii i odpowiada na wiele pytan. Przez 4 miesiace w roku pracuje w biurze wydajacym wizy w Dubaju, pozostala czesc roku spedza z rodzina w Indiach pracujac jako kierowca tuka-tuka. Ma zone i 3 corki, ktorych wydanie za maz bedzie go drogo kosztowalo. 5 tysiecy euro za zamazpojscie kazdej z nich wydaje mi sie bajonska suma, tym bardziej jesli wezmie sie pod uwage tutejsze warunki zycia. Marzy o synu... Potwierdza to, co wczesniej przeczytalismy. 80% malzenstw w tym kraju jest aranzowanych przez rodzicow (w pierwszym dniu pobytu tutaj obserwowalismy spacerujaca pare mlodych ludzi, niesmialo spogladajacych na siebie, za ktorymi podazala bacznie obserwujaca ich mama). Mowi, ze on pozwoli swoim corkom wybrac meza...
Indyjski rzad zakazal miejscowym picia i palenia w miejscach publicznych. Jakis czas temu byly tutaj 3 bary, dzis jest tylko jeden. To co mnie zaskakuje, to bardzo mala ilosc miejsc, w ktorych mozna zjesc na ulicy. W wielu azjatyckich krajach uliczne jedzenie jest na porzadku dziennym. Tutaj sprzedawcy na swoich straganach oferuja jedynie przekaski, tuz przy plazy mozna co najwyzej kupic swieza rybe... co do swiezosci ktorej mam spore watpliwosci. Lezace przez caly dzien na ziemi ryby, po ktorych spaceruja nikomu nieprzeszkadzajace muchy nie wygladaja apetycznie. Wlasciwie jedyne miejsca, w ktorych mozna sie stolowac to te wymienione w naszym przewodniku. W restaurauracji Fort Cochi wszystkie stoliki sa wieczorami zajete. Jedzenie smaczne, ale i tak trzeba przymknac oko na wiele spraw. Wczesniej wyobrazalam sobie, ze indyjska kuchnia jest kuchnia uliczna, ze aromat jedzenia gotowanego na ulicy bedzie roznosil sie i kusil przechodniow (tak jest w Tajlandii). Hindusi jadaja chyba jednak w domu, a uliczne gotowanie nie zacheciloby turystow do kosztowania tutejszych specjalow. Po kilku dniach spedzonych tutaj stwierdzam, ze Indie nie sa kulinarnym rajem. Jedzenie, jego aromat i ilosc przypraw robia wrazenie...ale przeciwwaga sa warunki, w jakich te potrawy sa podawane. To, co uwazam za bardzo duzy plus, to uwaga jaka skupia sie na wegetarianskich daniach. W kazdym menu mozna znalezc szeroki wybor dan wegetarianskich. Kerala to miejsce, w ktorym zyje wiele ludzi niejedzacych miesa. W Bombaju jest podobnie. Wegetarianie maja z czego wybierac. I chociaz sama od czasu do czasu jadam mieso... tutaj nie mam na nie ochoty. Po tym co widzialam, pozostane chyba przy daniach jarskich :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz