piątek, 3 października 2014

Indie... oswojone :-)

Indie, dzień 9
Z Indiami trzeba się oswoić... To moja dzisiejsza myśl :-) I stwierdzam, ze dzisiaj tego dokonalam :-) Nigdy wcześniej nie zajęło mi to tyle czasu. I to chyba można odczytać z moich postów. Pierwsze dni to czas, w którym wszystko mnie zadziwiało, często wręcz szokowalo. Wreszcie też mój żołądek oswoił się z tutejszą kuchnią. Kilka razy wcześniej byłam w Polsce w indyjskich restauracjach, jednak to jak jada się tutaj zupełnie nie jest porównywalne do europejskich odpowiedników. Myślę, że spora część Europejczyków w ogóle nie tknęłaby tutejszego jedzenia. I nie chodzi oczywiście o samo jedzenie, tylko o warunki, w jakich jest podawane. I o ile podczas poprzednich azjatyckich podróży uliczne jedzenie bywało jednym z najlepszych, tutaj nie mogę się przemóc. Nie chodzi wcale o moje "widzimisię", do brudnych obrusów czy naczyń naprawdę można przyzwyczaić się, tylko o to, że przez pierwszy tydzień miałam sporo żolądkowych problemów. Oczywiście, nie ma na to konkretnej rady, bo miejsce które podejrzewam o jedne z tych, którego jedzenie mogło mi zaszkodzić to... znana także u nas sieciówka, do której trafiliśmy na lotnisku.
No to jadamy...w knajpkach polecanych przez tripadvisor'a :-) Biblia turystów nie zawodzi :-) A pozostawiane przez turystów opinie są bezcenne. Dzisiaj trafiliśmy w końcu do bay fusion, miejsca, ktore nakarmiło nas tak przepysznym jedzeniem, że jutro na pewno znowu tam zawitamy. Kuchnia keralska jest kuchnią pełną owoców morza, mleka i miąższu kokosowego, przypraw i dań wegetariańskich. Duży wpływ na nią miała kuchnia portugalska (to tutaj przybył Vasco da Gama, a swoje kolonie mieli nie tylko Portugalczycy, ale też Holendrzy i Anglicy). Dania często podawane są w liściach bananowca. Z każdym dniem smakuje mi bardziej, co może oznaczać, że zagości też w moich przepisach :-)
Dzisiejszy upał nieco nas rozleniwił. A nawet pokonał, bo południowy spacer w pełnym słońcu nie był najlepszym pomysłem. O 20-stej termometr wskazywał 33 stopnie. To, co ciągle mnie zachwyca to obserwowanie ludzi. Jak nigdy wcześniej... Tego jak zachowują się, ich twarzy, rozmów, nawet jeśli nic z nich nie rozumiem. Małe dziewczynki z mocno wymalowanymi oczyma, ubrane w sukienki niczym strojne lalki. Mężczyźni w swoich spódnicach z kawałka materiału, ktorym przepasają biodra. Kobiety w sari spokojnie kroczące za swoimi mężami. W Kerali żyją wyznawcy hinduizmu, chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. I żyją zgodnie! Mężczyźni spacerują trzymając się za ręce, za to do tej pory nie widziałam żadnego małżeństwa okazującego sobie chociażby najmniejsze uczucia czy czułości. Tuk-tukowcy niezmiennie wciąż proponują tanią przejażdżkę, kelnerzy zapraszają do swoich lokali, a uliczni sprzedawcy uparcie namawiają do kupna biżuterii, ubrań lub bębenka...
Aaa... miałam dzisiaj tylko napisać parę zdań o tym, że u nas wszystko dobrze i dodać kilka nowych zdjęć. No to tyle :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydrukuj przepis