Kiedy wczoraj późnym wieczorem wjeżdżałyśmy do Marrakeszu to miasto wydawało nam się zupełnie egzotyczne... i trochę przerażające. Kręte, wąskie uliczki starej części miasta z trudem doprowadziły nas do hotelu. Rano wszystko zaczęło wyglądać lepiej.
Zatem... co należy zrobić?
- obserwować, uczyć się... ale nie oceniać
- spróbować poczuć lokalny klimat
- cieszyć się z prostych rzeczy...
O... tak właśnie postanowiłam :-)
Marrakesz dzieli się na dwie części: starą otoczoną murami medinę oraz nowoczesną Gueliz. Mieszkamy w medinie. Osły ciągnące małe wozy to tutejszy typowy widok. Sklepiki, kramy, bazary, w wąskich przejściach tworzą się korki, a w tumanach kurzu i od mocnych zapachów miasta kręci się czasem w głowie. Po minięciu kilku stoisk z mięsem... zaczynam myśleć, że będę raczej gustować tutaj w kuchni wegetariańskiej :-)
Na głównym placu Dżemaa el-Fna życie toczy się po zmroku. O tej porze dnia zawitamy tam jutro... dziś po południu próbowałyśmy tam lokalnych smaków. Trzeba trochę przymknąć oko na warunki i poziom czystości... no może bardziej niż trochę :-) W tłocznym barze jemy harirę - słynną marokańską zupę z soczewicy, wegetariańskiego tadżina - gulasz gotowany w specjalnym stożkowym naczyniu oraz kuskus z warzywami. Do tego oczywiście marokańska herbata z miętą i dużą ilością cukru. Przed wyjazdem jadłam w Poznaniu podobne dania w małej restauracyjce... były bardzo dobre, aromatyczne i pełne przypraw. Dzisiaj jedzenie mnie rozczarowało. Hariry nie byłam w stanie zjeść (pierwszy raz od dawna coś tak bardzo mi nie smakowało), reszta bez wyraźnego smaku... Nawet nie zdążyłyśmy dokończyć... bo czekała na miejsce przy plastikowych stolikach spora kolejka chętnych na jedzenie... pan kelner zwinął nasze talerze i szybko podliczył rachunek. Może po prostu pechowo dziś trafiłyśmy...
W nowej części miasta nic już tak nie zaskakuje... sklepy ze znanymi markami, elegancko ubrani ludzie, knajpki z dość wysokimi cenami. Jakby zupełnie inne miasto. Klimat mediny z pewnością ma większy urok.
Dziś bez większych przygód... co po początkowych perypetiach tej podróży bardzo nas cieszy.
Jutro oswajania miasta ciąg dalszy.
Dajemy radę :-)
Pozdrowienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz