Nasze tygodniowe wakacje na Maderze spięła niczym klamra piękna Lizbona. Pierwszą i ostatnią noc wyjazdu spędziliśmy w stolicy Portugalii.
Z południa Madery udaliśmy się na północ. Północna część jest zdecydowanie mniej turystyczna niż część południowa. Miasteczka są mniejsze, drogi jeszcze bardziej kręte i wąskie, a przyroda bardziej dzika.
Niedaleko Sao Vicente zwiedzić można jaskinie, tunele wyżłobione pod ziemią płynącą gorącą lawą z czasów, kiedy tutejsze wulkany były aktywne (czyli dawno temu).
Warto pojechać też do Porto Moniz, gdzie znajdują się naturalne baseny wyżłobione przez lawę. Znajduje się w nich niesamowicie czysta woda z oceanu.
Oczywiścieeeee :-)
W piątek nasza czteroosobowa ekipa wróciła do Lizbony. Wieczorny spacer w centrum miasta i kolacja w małej restauracyjce, którą poleciła nam właścicielka mieszkania. Warto zapytać lokalnych mieszkańców o miejsce, gdzie można zjeść portugalskie smakołyki. Często najlepsze dania zjemy w niepozornych małych knajpkach. Szukajcie takich, w których stołują się miejscowi. Jedzenie to zdecydowanie mocna strona tego kraju :-)
Na koniec... dzisiejszy spacer uliczkami Alfamy. Stara, rybacka dzielnica... Byłam tu ponad 8 lat temu i niewiele zmieniła się... Miejscami czas zatrzymał się...
Nie załapaliśmy się na koncert fado na żywo... może następnym razem? :-)
Portugalskie "obrigado" (dziękuję)
I do zobaczenia podczas następnej podróży :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz