czwartek, 30 listopada 2017

Środkowy Meksyk... daj się zaskoczyć!



Acapulco pożegnaliśmy porannym spacerem na plaży. Poniedziałek - miasto jakby opustoszało, nieliczni turyści spacerowali lub uprawiali poranny jogging. Meksykański kurort pożegnaliśmy z lekkim żalem, na ciepłe noce długo nam będzie teraz czekać...




Lubię ten czas, kiedy mając bilet w kieszeni mogę decydować o planie podróży. Dokąd, na jak długo, co zobaczyć... Nasz dalszy plan powstawał w mojej głowie bardzo długo. Im więcej czytałam o Meksyku tym więcej miejsc wydawało mi się wartych odwiedzenia...
Nasz taksówkarz zawiózł nas na lotnisko. Większość dnia spędziliśmy w samolotach, Acapulco-Mexico City-Aguascalientes. Linie Aeromexico warte polecenia.

W Aguascalientes w samym centrum spędziliśmy jedną noc. Miłe miasto, kameralna atmosfera... Tutaj w ciągu dnia jest ciepło, po zachodzie słońca temperatura spada dość szybko, trzeba się ciepło ubrać. Zupełnie przypadkowo znaleźliśmy się w małej galerii, a w patio jednego z budynków odbywała się jakaś wystawa sztuki miniaturowej. Kelnerzy podali nam wino, meksykański dwuosobowy zespół grał nowoczesną muzykę, a my sami zastanawialiśmy się jak to się stało, że tu jesteśmy...

Spacer uliczkami miasta zakończyliśmy miłym wieczorem w małej knajpce na dachu jednego z budynków, w samym centrum miasta. Tequila i margarita... miłe meksykańskie zakończenie dnia.

O poranku spacer uliczkami miasta, a potem trzygodzinna podróż autobusem do Guanajuato.
Miasto, które musiałam zobaczyć w Meksyku. Od kiedy przeczytałam o nim wiedziałam, że nas zachwyci. Tak też stało się. Wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Bardzo klimatyczne, z wąskimi uliczkami, kolorowymi domkami, ze wspaniałą architekturą. Jeszcze przed zachodem słońca spotykamy się z Laurą, Meksykanką, która oprowadza nas po mieście. Opowiada historii Guanajuato, ale też o jego kulinarnej stronie. Naszą wycieczkę kończymy w małej knajpce pijąc mezcal. Miejscowy trunek produkowany z agawy, przegryzamy limonkami posypanymi chilli. Spotykamy znajomych Laury: amerykańskie małżeństwo, które chce osiąść w Guanajuato oraz chilijskiego chłopaka, który właśnie odbywa 2-letnią podróż na rowerze z Alaski do Patagonii. Długie rozmowy, kolejne kieliszku mezcala... Wieczór z Laurą zapamiętamy na długo...


Dzisiaj tuż po śniadaniu spotkaliśmy się z Antonio, naszym przewodnikiem, z którym odbyliśmy rowerową wycieczkę po okolicach miasta. Delikatny rowerowy 'downhill'. Antonio (60+) - bardzo dobry rowerzysta, świetnie zna miasto i mówi dobrze po angielsku. Widoki przepiękne!

Po rowerowej części szybko udaliśmy się na dworzec autobusowy i pojechaliśmy na popołudniową wycieczkę do kolejnego pięknego, kolonialnego miasteczka. San Miguel de Allende, zaliczone do narodowych zabytków. Miasto uwielbiane przez artystów. Sporo w nim turystów, mnóstwo sklepów z lokalnym rękodziełem, małych galerii sztuki, knajpek, restauracji. Można godzinami chodzić po wąskich brukowanych uliczkach. Pięknie...

Meksyk od samego początku nas zaskoczył. Miał być dziki i niebezpieczny, okazał się przyjazny. Pełen pięknych domów, sympatycznych ludzi. Podoba się nam! I to jak!
Pozdrawiamy z Guanajuato!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydrukuj przepis