niedziela, 22 listopada 2015

Ti punch... na Karaibach :-)


Życie na Karaibach wolno płynie... turystom, a może też i stałym mieszkańcom? Na Gwadelupie ludzie zaskoczyli mnie swoją uprzejmością. Wszyscy mówią "dzień dobry". Brak znajomości języka francuskiego nie przeszkadza. Chociaż trudno porozumieć się tutaj po angielsku... dajemy radę :-)
Samochód wypożyczyliśmy już drugiego dnia. Bez niego trudno byłoby się przemieszczać. Chociaż jeżdżą tutaj autobusy, mieszkańcy wyspy odradzają korzystanie z nich. Na przystankach nie ma rozkładu jazdy. Po prostu siadasz, czekasz.... czekasz... może w końcu nadjedzie jakiś autobus w kierunku, w którym chcesz pojechać ;-)

Kuchnia bardzo smaczna. Ryby, ośmiornice, langusty... Przepyszne banany, mango, marakuja, melony i ananasy. Trzeba tylko czasem uważać... ostatnio o mały włos nie kupiliśmy bananów do gotowania. Te dzielą się tutaj na deserowe do zjedzenia i takie, które nadają się tylko do ugotowania.
Najlepsze jedzenie jest oczywiście w małych lokalnych knajpkach. Tych z ceratami na stolikach i plastikowymi krzesełkami. A w nich choinki i świąteczne ozdoby... zabawny widok w tym klimacie i o tej porze.
Korzystamy :-)
I wreszcie... ti punch. Każdy go tutaj zamawia do obiadu lub kolacji. Rum z dodatkiem limonek i cukru. Możemy zastąpić limonki np. marakują, a cukier miodem. Smakuje wybornie i uwaga: u z a l e ż n i a ;-)
To co... może po małym ti punch'u? ;-)









3 komentarze:

  1. Zazdraszczam!
    Zwłaszcza jedzenia, ale i całej przygody...
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja też chciałabym tam pojechać, ale na pewno nie pojadę, więc mam nadzieję na skosztowanie jakiś egzotycznych dań no i ...ti punch'u.
    Właściwie to może być tylko ti punch'u :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! Przepis i degustacja :-)
      Z karaibskimi pozdrowieniami!

      Usuń

Wydrukuj przepis